środa, 14 stycznia 2015

Prolog

      Ciemność zajęła mały pokój. Meble były poprzewracane, a na podłodze walały się śmieci. Szklana butelka po wódce stoczyła się z łóżka na podłogę roztrzaskują się na drobne kawałki. Po parkiecie płynął wąski potoczek, do którego wpadła wycieńczona dłoń. Rozległ się cichy szmer. Dwa paznokcie postukały o podłogę. Kobieta leżąca na kanapie podniosła się i oparła plecy o zimną ścianę. Po chwili sięgnęła po piwo stojące na stoliku i wzięła kilka głębokich łyków. Odstawiając butelkę od ust popatrzyła z pogardą na swój ogromny brzuch. Była w ósmym miesiącu ciąży.
        Położyła puste szkło na stoliku po czym zacisnęła mocno pięść i uderzyła się nią w brzuch jęcząc przy tym z bólu. Po kilku minutach usłyszała głośny płacz dziecka, które już przyszło na świat. Kobieta podniosła małą dziewczynkę ze złością przyglądając się jej uważnie po czym rzuciła ją z na koc patrząc na to małe dzieciątko z odrazą.
       Dziecko zaczęło płakać czując zimno przeszywające jego nagie zakrwawione ciałko, jak i z bólu świdrującego jego kręgosłup. Kobieta zatkała uszy wypowiadając tym samym tysiące cichych przekleństw dudniących w uszach noworodka.
       Wstała chwiejnym krokiem w stronę butelek będących jej sposobem na życie. Otworzyła szafkę - nic nie znalazła. Nagle w jej oczach zabłysnął srebrzysty ostry nóż. Nie zastanawiając się wzięła go do reki i nacięła sobie palec wskazujący ciesząc się widokiem cieknącej krwi, a po chwili oblizała go z czerwonej mazi. Szła powolnym krokiem w kierunku kanapy aż nagle zgięła się w pół upadając ciężko na podłogę.
       Złapała się za brzuch, a z jej ust wydobył się potok przekleństw. Przerwał jej cichy płacz dziecka. Było ono zdecydowanie mniejsze od poprzedniego, a jego granatowe oczy lśniły jak gwiazdy na śnieżnobiałej, wystraszonej twarzyczce. Kobieta podniosła się z podłogi nie zwracając uwagi na dziecko płaczące przeraźliwie. Noworodek śledził czyny swojej matki, a kiedy ta na niego spojrzała zamilkło.
       Zmrużyła oczy i unosząc nóż do góry zamachnęła się jednak w połowie odległości od dziewczynki zrezygnowała z ataku. Te małe okrągłe oczka ją na chwilę zahipnotyzowały.
    - Co się gapisz? Zaraz udławisz się własną krwią - bąknęła ocierając usta. Dziecko zaczęło się uśmiechać gdy matka mówiła. Nagle kopnęła małą w cieniutkie jak patyk nóżki. Dziecko zrobiło podkówkę, ale nadal wpatrywało się w mamę odchodzącą od niej.
       Kobietę od sofy dzieliły zaledwie trzy metry, trzy metry życia starszej z siostrzyczek. Podniosła nóż do góry i zamachnęła się energicznie z wściekłością. Zamknęła oczy, a gdy je otworzyła na twarz wkradł się jej szeroki uśmiech. W miejscu serca malutkiej blondynki była głęboka dziura prawie na wylot. Krew zaczęła lać się ciurkiem na podłogę tworząc czerwony dywan, który dotykał jej stóp. Ta nie zwracała na to uwagi. Nóż cały czas tkwił jej w ręcę, nie mogła się z nim rozstać. Pocałowała zabrudzone ostrze zlizując krew po czy zamachnęła się po raz kolejny i kilkoma zręcznymi ruchami poćwiartowała klatkę piersiową martwego już dziecko, które jeszcze minutę temu płakało z zimna i tęsknoty za matczynym uściskiem.
       Nagle drzwi pomieszczenia otwarły się na oścież, a w progu stał sąsiad morderczyni z rozdziawionymi ustami. Kobieta wstała i chwiejnym krokiem podążyła do mężczyzny wbijając nóż w oczodół małej blondyneczki, której włosy całkowicie zabarwiły się na czerwono. Morderczyni będąc w połowie drogi do mężczyzny potknęła się o dywan i upadła u jego stóp. Zdezorientowany, a zarazem zaskoczony mężczyzna wyciągnął z kieszeni telefon i zadzwonił na policję maszerując po przedpokoju - dzięki temu zapomniał o stresie.
       Kończąc rozmowę odwrócił się w kierunku pokoju, ale na ziemi nie zastał już leżącej nieprzytomnej kobiety. Poszedł przed siebie rozglądając się wokół. Nigdzie jej nie było. Nagle coś złapało go mocno za szyję. Zaatakowany próbował odciągnąć ręce morderczyni spowite na jego karku w zabójczym uścisku. Zaczęło mu brakować powietrza, jego twarz zrobiła się czerwona, a obraz przed oczami rozmazywał się coraz bardziej z sekundy na sekundę. Gdy uścisk poluzował nieco szyję mężczyzna uderzył łokciem kobietę w brzuch, a ta puściła upadając na rozbite szkło. W mieszkaniu rozległ się krzyk bólu.
    - Ty skurwielu, zgnijesz w piekle! - krzyknęła kobieta, a spod jej pleców wypłynął wąski potok krwi.
       Do mieszkania wtargnęli policjanci z pistoletami w ręku. Widok zmasakrowanego ciała dziecka budził w nich strach i współczucie. Po chwili aresztowali pijaną kobietę.
       Mężczyzna przeszedł ostatni raz po mieszkaniu. Nagle usłyszał cichy szmer, który przerodził się w płacz. Odwrócił powoli głowę do tyłu. Małe dziecko leżało nagie, głodne i zmarznięte na kafelkach. Mężczyzna podniósł małą i przytulił do siebie. Wtedy przestała płakać i zaczęła się uśmiechać.
    - Nie pozwolę ci tu zostać - mówił do chudzinki na rękach, a ta uśmiechnęła się do niego pociągając noskiem. - Spokojnie Sabine, tatuś cię przytuli - powiedział mężczyzna gładząc kasztanowe włoski maleńkiej dziewczynki.
 ***
      Było ciemno. Nie dało się zauważyć żywej duszy w tumanach kurzu płynącym strumieniem się w powietrzu. Wszystkie dźwięki ginęły w objęciach ciszy, która śmiała się zaciskając swoje zimne wielkie łapy na szyi popłakującej pod kołdrą małej dziewczynki. Za oknem błyszczało kilka pojedynczych, niewielkich gwiazd.
       Złowrogą ciszę zgładził krzyk, piąty z rzędu od godziny. Sabine wyrzuciła głowę spod kołdry ukazując swoje oczęta lśniące w ciemności jak dwa niewielkie szafiry. Przygryzła dolną wargę i zamknęła oczy wydając z siebie cichy pisk. Krzyk powtórzył się ponownie poprzedzony głośnym jękiem.
       Ten moment kiedy chcesz działać, biegnąć na ratunek, ale wiesz, że jeśli powiesz o jedno słowo za dużo, że zrobisz o jeden krok do przodu za dużo ściska gardło uwiązując je u samego sufitu. Próbujesz zapomnieć, zamknąć oczy i rzucić te myśli w daleki kąt ratując własną dupę, ale znowu dociera do ciebie krzyk, ból i cierpienie z dołu. Zatykasz niechętnie uszy zalewając twarz łzami. Kiedy pokonujesz jakimś cudem samą siebie wewnątrz czujesz, że możesz wstać, ruszyć naprzód, ale jednocześnie umysł blokuje ci każdą część ciała i przyciska cię do podłogi zatapiając w czeluści mroku.
       Otwierasz oczy i widzisz łzy niechcące cię opuścić. Obraz jest zamazany. Dotykasz twarzy, a na policzkach czujesz wilgoć. Wycierasz swoją cierpiącą od niemocy twarz, ale za niedługą chwilę łzy powracają do ciebie jak bumerang.
       Ciemność wokół zaczyna cię niszczyć. Chcesz zapalić światło lub chociażby świeczkę, ale boisz się, że za tobą stanie ten, którego kiedyś kochałaś, teraz nienawidzisz. I choć twoim celem jest to zmienić, nie umiesz sobie poradzić z presją stając przed jego zapitą twarzą, twarzą będącą dla ciebie niegdyś wzorem, idolem. Gdy widzisz jak unosi rękę zamykasz oczy przekręcając głowę w bok i czekasz na cios, który może nastąpić w każdej chwili.
       Sabine popatrzyła na gwiazdy za oknem czekając na kolejny krzyk matki w zatrwożeniu, ale ten nie nastał. Na jej twarz wkradł się ledwo zauważalny uśmiech, który po paru sekundach odwrócił się w drugą stronę, w dół. Z oczu pociekły kolejne słone łzy. Jej umysł znowu był atakowany przez niepotrzebne myśli. Otrząsnęła głowę, wstała z łóżka i lekko chwiejnym krokiem ruszyła do drzwi.
       Zacisnęła dłoń na klamce. Niepokojąca cisza odebrała jej sił, przyciskała ją do ściany. Tęskniła za tymi czasami kiedy to co wieczór siadała przed kominkiem na kolanach taty i oglądali razem filmy nagrane kamerą. Ten dźwięk otwierania drzwi przypominał jej o oczekiwaniu na powrót taty z pracy. Teraz ten sam cichy trzask wzbudzał w niej odrazę, gniew. Był jak szczęki przyciskające do ściany, które z każdą chwilą zaciskają się na tobie coraz mocniej.
       Drzwi skrzypnęły przecierając cichy korytarz, który krył w swym sercu schody wiodące na dół. Sabine przełknęła ślinę, a z jej oczu popłynęły błyszczące jak diamenty łzy wdzierające się do ust, tworzące wartki potok na policzkach. W jej głowie kotłowało się od myśli, które w tej sytuacji hamowały jej dalsze działania. Kiedy zrobiła pierwszy krok uniosła głowę do góry. Nadeszła pora na kolejny. Mimowolnie podniosła stopę i ciężko postawiła ją na parkiecie, który cicho skrzypnął.
       Sabine zamknęła oczy i szła za każdym krokiem szukając stopą uskoku pomiędzy schodami a półpiętrem. Była coraz niżej i niżej. Salon zbliżał się coraz bardziej. Nie było już odwrotu.
       Dotknęła dłonią zimnych drzwi pocierając białą framugę. Po chwili zastanowienia przygryzła dolną wargę i zjechała dłonią w dół naciskając klamkę niemalże tak lekko jak wróbelek. Nie dała rady tego zrobić. Coś zżerało ją od środka i dawało szemrający znak ,,nie wchodź tam!". Chciała posłuchać tego głosu, ale dłużej już nie mogła z tym zwlekać, prędzej czy później to by ją czekało. Nie pozostało nic innego niż zebrać w sobie siły i nacisnąć tę cholerną klamkę stojącą na drodze do jednej wielkiej niewiadomej. Nareszcie nacisnęła ciemną klamkę i z duszą na ramieniu postawiła nogę za  progiem.
       Zesztywniała. Stała naprzeciwko zimnego już ciała ojca uwieszonego u sufitu na lampie. Przyłożyła dłoń do ust. Obraz przed oczami rozmazał się. Otarła swoje łzy i krzyknęła żałośnie. Po chwili podeszła do wisielca i złapała go za dłoń. Spojrzała na jego uśmiechniętą twarz. Najwyraźniej to było mu pisane.
       Rozejrzała się po pokoju i zobaczyła dłoń zwisającą z kanapy. Podbiegła tam ocierając policzki, ale kiedy stanęła już oko w oko z matką podła na kolana łapiąc ją za dłoń, którą ucałowała. Krew spływała po kanapie powoli budząc odrazę w dziewczynie. Sabine zamknęła oczy przekręcając głowę w bok, nie mogła na to patrzeć.
       Widok ten zablokował jej umysł, nie pozwalał na dalsze działania, ta niemoc ją męczyła, kończyła jej resztki sił. Zamknęła oczy, które były przepełnione łzami, a z jej ust wydobył się cichy pisk. Zakryła dłońmi twarz chcąc ukryć przed światem ból jakiego doznała, który ją przeszywa po całym ciele. Po chwili padła na kolana z głośnym hukiem.
       Po chwili wstała i biegiem ruszyła do swojego pokoju. Pokonujac schody kilkakrotnie potykała się o stopnie, krople łez przysłaniały jej cały świat, który w jej umyśle dzisiaj się skończył. Kiedy stanęła w progu jej wzrok skupił się w jednym kącie pokoju, gdzie leżała deska... a spod szafy wystawała druga taka sama. Wzięła je do rąk i utuliła w czułym uścisku tak jakby żaląc się im jak najprawdziwszej przyjaciółce. 
       Idziesz schodami do góry z nadzieją na lepsze jutro, otwierasz drzwi i widzisz dziewczynkę, której pozostały tylko te dwie deski jakimi były narty. Jest ci jej żal, ale czy szczerze?
       Czy ty przeszedłbyś obok niej obojętnie czy zatrzymałbyś się ocierając łzy z jej samotnej twarzyczki?

piątek, 9 stycznia 2015

Witajcie

Witam wszystkich, którzy kliknęli w mojego bloga i mam nadzieję będą śledzić moje "wypociny". Jest to kolejne opowiadanie o skoczkach narciarskich i muszę przyznać, że bardzo ciężko było mi zacząć. Jednak i tak dziękuję wszystkim jeszcze raz za to, że będą ze mną od początku do końca. Bohaterów postaram się wrzucić do jutra. Życzcie weny :-)

Autorka :-)